Miniatury literackie. Blo(k) z myśli dojrzałego mężczyzny.

Baba na wystawie

 

Babaa

I naszło mnie. No tak mnie naszło, że szok, czyli żeszok. Po wielu pracowitych tygodniach mam trochę czasu i nabrałem ochoty na poobcowanie z pięknem. Zaglądam do internetu i masz babo placek, nic się nie dzieje. Było sporo ciekawych wydarzeń, ale przegapiłem. W muzeach sztuki nudy, filharmonia ma przerwę, opery nie lubię, knajpy z koncertami zatłoczone nadludzko, więc co? Przeglądam, przeglądam, przeglądam, powieki coraz cięższe, przeglądam, przeglądam, gałki coraz sztywniejsze, przeglądam, przeglądam, palec ciśnie myszkę, głowa…

—  Komu tak czoła chylisz?

Baba* wyrwała mnie z letargu. Siedziała na górnej półce regału z książkami, trzymając w rękach pestkę dyni. Oparta o Braci Karamazow, machała nogami.

— Ech, babo Babo. — Ziewnąłem. — Cieszę się, że nadal masz cięty język. A dynia to jest dobra na testosteron, nie cholesterol. Jeszcze ci wąsy urosną.

— O! A tobie co się stało? Pomyliłeś tabletkę Q10 z IQ?

— Możliwe. Zabieram cię na wystawę fotograficzną.

— Że co? — Baba zesztywniała.

— Szykuj się. Wychodzimy za dziesięć minut.

Pomyślałem, że z tym szykowaniem to przesadziłem, bo i dziesięć godzin Babie nie starczy, więc wsadziłem ją do brustaszy i wyszliśmy.

Autobus, metro i pieszo – jakieś pięćdziesiąt minut powinno wystarczyć, by dotrzeć do galerii – pomyślałem. W autobusie Baba siedziała cicho. Pewnie wciąż wstrząśnięta, a może i zmieszana, albo wystraszona zgiełkiem miasta. W metrze wyjrzała na chwilę.

— Ty sadysto! Nawet uczesać mi się nie dałeś! —krzyknęła i schowała się.

Ludzie oglądali się w poszukiwania drącej się kobiety.

— Nawet się nie umalowałam, ty… ty… mężczyzno od dziewięciu boleści! — zapiszczała.

Pasażerowie popatrywali na siebie podejrzliwie.

— Uspokój się, kobieto bolesna — syknąłem do kieszonki.

— Sukienka nieuprasowana, buty brudne. Co ty wiesz o kobietach, ty… łazęgo? — krzyknęła bardzo głośno i natychmiast się schowała.

Obok mnie stał mężczyzna i rozmawiał przez telefon. Ogromna, mocno obciążona złotem kobieta dwukrotnie zeskanowała go z przedwymiotnym wyrazem twarzy. Jej koleżanka z powymiotnym.

— Faceci to nic a nic nie rozumieją kobiet — zwymiotowała trzecia. Do trzech dołączyły się następne i przymrużonymi powiekami wciskały w mężczyznę pinezki.

— A czego wy chcecie ode mnie?! — wkurzył się nieznajomy.

— Do kogo mówisz, gdy rozmawiasz ze mną, co?! — z telefonu słychać było kobiece zaniepokojenie zabarwione zdziwieniem.

— To nic takiego — zaczął spokojnie tłumaczyć. — Jakieś kobiety się do mnie przyczepiły i…

— One się do ciebie przyczepiły?! – wrzasnęła kobieta, aż odsunął telefon od ucha.

— Facetom tylko jedno w głowie! — krzyknęła wychudła z końca wagonu.

— A jak się im da, czego chcą, to i tak potem idą do dziwek! — zazgrzytała najgrubsza.

— Idziesz do dziwki? ­— wychrypiała kobieta w telefonie. Nieznajomemu wyśliznął się telefon. — Tylko nie waż się rozłączyć! ­— Zaczął rozpaczliwie machać rękoma, by go złapać. Upadł, klapka odskoczyła, bateria wypadła.

— Już po mnie — jęknął.

— O, to, to, święta racja, psze pani! — podchwyciła nawet ładna. — Nakryłam swojego starego, jak…

Nieznajomy nie zdzierżył i wysiadł. Lament-dyskusja wchodziła w fazę emocji wyższych i szczegółów niższych. Na szczęście i my wysiedliśmy.

— Co za głupie babsztyle! — z niedowierzaniem wymamrotała Baba.

Że mnie ta uwaga zdziwiła, to stanowczo za mało powiedziane. Wrzuciłem trzeci bieg i bardzo szybkim marszem zmusiłem Babę do schowania się. Galeria jest czynna tylko do dziewiętnastej, a chciałbym mieć czas na spokojne patrzenie.

— Babo, wchodzimy na wystawę, więc zachowuj się przyzwoicie — powiedziałem oficjalnie.

— A co to za jeden ten fotograf?

— Kilku. Retrospektywa. Jeden bardzo znany i dobry.

— Znany więc dobry, jak zwykle. — Skrzywiła się. — Gdy nie był znany, nie wiadomo by było, czy jest dobry.

— Spodoba ci się, zobaczysz.

— Fotograf?

— Zdjęcia.

— Ach, tak… Jasne, na pewno. — Podparła brodę o brzeg brustaszy, kołysała się w rytm moich kroków.

— To są portrety i akty.

— Akty! No tak, wszyscy jesteście tacy sami i tylko o jednym myślicie.

— Yhm – odpowiedziałem. — Tak samo, jak kobiety.

— Świnia.

Sala nie była duża. Ludzi mało. Zdjęcia za szkłem, słabo oświetlone, nieprofesjonalnie. W szkle odbijała się przeciwległa ściana i jej oświetlenie. Westchnąłem ciężko, ale ciekawość zwyciężyła, ruszyłem do pierwszego. Młoda i obficie piegowata dziewczyna z włosami upiętymi w kok patrzyła na mnie pogodnie i z zaciekawieniem. Miałem wrażenie, że pyta: chciałbyś mi coś powiedzieć? Czarna suknia, plener, tło niewyraźne, jakieś zarośla.

— Dżyzys —  odezwała się Baba. — Musisz mi publicznie wypominać, że jestem piegowata!? Idźmy dalej.

Trzydziestoletnia na oko blondynka patrzy smutnymi i pełnymi wyrzutów oczami. Odsłonięte niesymetrycznie krągłe ramiona, duży dekolt podkreślający jej atrakcyjność. Cudny kontrast: rozżalenie i piękno.

— Poruszające — powiedziałem. — Cierpienie w milczeniu. Jak u koni.

— No, ty to wiesz, jak prawić kobietom komplementy — powiedziała z niedowierzaniem.

Następna fotografia. Na czymś przypominającym narożnik siedzi bokiem do obiektywu młoda kobieta w bluzce, tylko w bluzce. Bardzo zgrabna kobieta. Jej gładka biała skóra na udach i biodrze oraz gładkość i biel tapicerki współgrają, jakby ta część ciała należała do narożnika. Bluzka i sznur lampek z tyłu wyodrębniają górną część ciała. Właściwie to nic nadzwyczajnego w jej spojrzeniu nie ma. Zaciętość wąskich ust nadaje charakter jej twarzy. Powiedziałem cichutko Babie, jakie mam wrażenia.

— Dobra, dobra. Chodź już, bo dostanie zapalenia nerek — powiedziała zniecierpliwiona.

Kilka kolejnych zdjęć na tej ścianie nie zachwyciło mnie. Nie było w nich tego czegoś, co by mnie zatrzymało. Na następnej ścianie były akty. Właściwie to były portrety nagich kobiet. Baba westchnęła, ale nic nie powiedziała.

Bardzo chuda, młodziutka dziewczyna siedzi bokiem. Piersi, na moje wyczucie trójka, pełne i jędrne, kontrastujące obfitością ze szczupłością reszty ciała. Włosy jak u wiedźmy, długie, proste, cienkie, leżą na plecach. Wielkie oczy podkreślają wychudzenie. Twarz przyszłej wiedźmy – pomyślałem. Podszedłem bliżej, by się przyjrzeć jej oczom. Jakby była w nich decyzja o wyborze drogi życiowej.

— Nie podchodź tak blisko, bo ci jeszcze oko zawiśnie na sutku i będzie dyndać po wsze czasy.

— Babo! — syknąłem zły. Starałem się, by poczuła się zganiona.

Dwudziestoparoletnia bardzo piękna blondynka w porozciąganym swetrze, który zwraca uwagę dziwnym ułożeniem. Włosy jakby w ostatniej chwili niedbale przerzucone na drugą stronę, długie, częściowo spadające za sweter na dekolcie. Twarz pociągła, pasująca do figury, usta lekko rozchylone, nos zaskakująco szeroki. A w spojrzeniu? Tak, jest coś w tym spojrzeniu, ale nie potrafię tego nazwać, więc wpatruję się i myślę.

— Tak, tak, przypatrz się, przypatrz — powiedziała Baba oficjalnym tonem. — Tak właśnie wyglądają potargane kobiety.

Uśmiechnąłem się do Baby, szturchnąłem ją palcem. Zapadła się w brustaszy.

— Brutal!

Na platformie kuca… Anioł. Tak pięknego ciała chyba nigdy nie widziałem. Szeroki rozkrok, miejsca intymne zasłonięte przez przedramiona, wyprostowanymi palcami dłoni podpiera się i utrzymuje równowagę. Głowa skręcona na bok. Piękno i sprężystość zastygłe na moment. Wszystko tu jest proporcjonalne: i ciało, i sceneria. I wszystko jest, jakby to powiedzieć, oszczędne? Nie, raczej nic tu zbytecznego nie ma, żadnego nadmiaru, w najmniejszym stopniu. Ciało pozbawione nadmiaru czegokolwiek, i tło także, i światło podkreślające ten beznadmiar. Do tego uchwycenie modelki lekko od dołu, ach…

— Phi, też mi coś — mocniej wyczułem zazdrość w głosie Baby. — Gdy tańczyłam z Satyrem, to nie takie figury odstawiałam. — Prychnęła niczym rodowita Francuzka.

Kolejna sala. Zdjęcia w większym formacie. Czy można fotografować nagą nastolatkę i wystawiać jej zdjęcie? W pierwszej chwili pomyślałem, że ma nie więcej niż czternaście lat. Stoi pod ścianą  w niedbałej pozie, włosy częściowo zasłaniają jej młodzieńcze niewielkie piersi. Od pasa w dół jest przewiązana jakimś szalem, który układa się w hinduską spódnicę (nie wiem, jak się takie ubrania nazywają). W spojrzeniu jest obojętność. Na świat? Na patrzącego? Nic niby się nie dzieje, a przygważdża. Ciepłe słoneczne światło sączące się prawdopodobnie przez okno złoci ją i ociepla. Ciepła obojętność? Nie, coś innego. Ona wie, że jest atrakcyjna, że szaleją za nią mężczyźni i już się do tego przyzwyczaiła, nudzi ją to, ale niewiele więcej ponad swoją urodę światu zaproponować nie może. Tak, coś w tym rodzaju.

— Tak, wiem, jestem stara. A ona nie ma nic pod sufitem, widać w oczach.

Pewnie Baba ma rację, gdyż w tym spojrzeniu nie ma zamyślenia. Jest wyzywająca, niedostrzegalnie ordynarna. Bardzo współczesna.

Mężczyzna około pięćdziesięcioletni. W kadrze tylko twarz. Skóra jak pole tuż po orce i przed wypaleniem traw. Spojrzenie mocne, pewne, bez uwodzenia, pełno wewnętrznej siły, pewności siebie, niezależności. Czy dostrzegam wrażliwość w tych oczach, czy to moje życzenia? Nie wiem. Hipnotyzuje.

— Osz kurrrrr…. — Baba opadła na dno kieszeni.

— No, mocne. To nie ideał drwala. To mężczyzna, po prostu i aż.

Wracaliśmy w milczeniu. Baba ni razu nie wychynęła. Nawet się nie wierciła. Może zasnęła? Nie sprawdzałem. W domu ciepło, przyjemnie. Posadziłem ją na półce, herbatę wypiliśmy w zamyśleniu. Wiele pięknych wrażeń.

Wybudziło mnie coś jakby narastające wzdychanie. Potem jęk zachwytu, ekstazy.

Pewnie Baba miała randkę z mężczyzną. – Pomyślałem.

Zasnąłem. A śniło mi się…

 

===========================================

* Jeśli nie znasz postaci „Baby”, zajrzyj na Baba z półki i następne w kategorii Baba.