Miniatury literackie. Blo(k) z myśli dojrzałego mężczyzny.

ONA

Ona

 

Od dłuższego czasu koresponduje z tym mężczyzną. Poznali się przez portal randkowy i nie spotkali się jeszcze. Wiele razy myślała o tym, żeby się z nim umówić na kawę i poznać go osobiście, przekonać się, jakim jest człowiekiem, mężczyzną. Piszą do siebie regularnie. Mówią sobie o swoich przeżyciach tu i teraz, marzeniach, o przyszłości i przeszłości.

Ona ma 42 lata. Od ponad pięciu lat jest sama. Dzieci dorosły i szykują się do opuszczenia gniazda. Wie, że to nieuchronne, że po to dostały dar życia, by iść swoją drogą, ale… cierpi z tego powodu. Boi się zostać sama. Odwiedzana jedynie. Czyli sama. Może, gdy córka urodzi dziecko, to wtedy nie będzie sama? Znów poczuje się komuś potrzebna? Będzie przecież babcią i będzie mogła pomagać córce. Będzie babcią!? Ja – babcia. Okropne. Babka brzmi lepiej? Lepiej być babką niż babcią, nie?

Mężczyzna z portalu pisze wiersze. Ma bloga na popularnym serwerze. Ona czyta te wiersze ciągle, codziennie, po kilka razy każdy, choć zna je wszystkie już na pamięć. Są inne, niż do tej pory czytała, bo jest w nich jakaś niedopowiedziana tęsknota za życiem, która jest jej bliska. On pisze dużo o spełnionej miłości, o życiu we dwoje, życiu z dala od zgiełku świata, poza czasem. W tych wierszach jest tyle romantyzmu i tyle rozdzierającej tęsknoty za szczęściem, że wyciska z niej łzy. Wczuwa się w słowa, które tworzą obrazy i przenosi się w ten świat, w jego świat… i marzy.

Chce go poznać i boi się poznania. Stworzyła sobie w myślach jego obraz. W jej marzeniach On jest tak piękny duszą i ciałem, taki cudowny, że boi się konfrontacji marzeń z rzeczywistością. Chyba zakochała się w nim, ale w takim, jakim go sobie wyobraża. Jeśli okaże się, że jest… Nie, nie będzie o tym myśleć. Ma dużo innych zmartwień.

Patrzy w lustro i wykrzywia usta.

— Jesteś brzydka — mówi lustro. Od lat tak mówi. — Jesteś za gruba, za niska, za blada, masz za krótkie palce u rąk, uda zbyt mocarne, piersi obwisłe i ten cholerny pieprzyk przy ustach.

Nienawidzi go. Tyle razy chciała usunąć. I co? Dupa! Nigdy się nie odważyła, choć pieniądze na to miała. Dlaczego jest taka… taka…

„Zaakceptuj siebie. Pokochaj taką, jaką jesteś. Zaakceptuj swoje słabości, ułomność, bo to część ciebie, bardzo ważna część!” Psychologia, pieprzona psychologia! Psychologowie sami sobie nie radzą ze sobą, a innych karmią takimi pierdołami. Ze złością rzuciła paczką papierosów w lustro. Potem jeszcze zapalniczką. Lustro nie stłukło się, nie pękło. Dobre przedwojenne lustro.

On jest inteligentny. Wyczuł, co się z nią dzieje. Jest bardziej delikatny. Nie chce jej skrzywdzić i nie robi jej nadziei na miłość, a tym bardziej do grobowej deski. Nie przestał być szczery i otwarty, ale bardziej uważa na słowa. Zauważyła to natychmiast. Dostrzegła zmianę, której nie chciała.

Czyta jego wiersze na głos i dotyka swoich piersi, głowy. Pieści się intensywnie, do szczytowania, ale skrycie, bo przecież nie wypada! Jest szanowaną kobietą! Matką! Nikt o tym nie wie i nie może się dowiedzieć. Od dawna jest niewierząca, ale wychowana w katolickim świecie. Wciąż słyszy w sobie to wołanie: „Nie wolno takich rzeczy robić! To grzech.” Teraz bardziej, niż kiedykolwiek czuje nie więzi, a węzły społeczne. Spętana normami miota się między narastającym podnieceniem i potrzebą spełnienia, a obrazem samej siebie w oczach świata. Świata, w którym żyje, w którym cieszy się szacunkiem, uznaniem.

Spełnienie nadchodzi i jest intensywne, szalone, wyczekiwane i upragnione, ale ma gorzki smak. Towarzyszy mu poczucie winy, że to robi. Płacze za każdym razem. Szczęścia w tym tylko trochę.

Kolejny list od niego. Cieszy się! Chłonie słowa i zastyga. Skąd taki pomysł?! Czy można być wstrząśniętą i podnieconą jednocześnie? Jak widać można, bo jest zszokowana i podniecona tą propozycją.

Zgodzić się? To szaleństwo! A jak ją okradnie? Albo zabije? Albo jedno i drugie? A może będzie robił zdjęcia i potem zamieści w internecie! Może to jakiś zboczeniec? Tyle kobiet padło ofiarą pięknych słów oszustów. Może on też jest takim oszustem? Nie wolno tak ufać! Trzeba czasu, żeby się przekonać do kogoś, poznać człowieka. Zaufanie a priori to idiotyzm! Ale…

Może wtedy zachowa to wyobrażenie, które jest jej tak drogie. Może nie zostanie zburzony świat, jaki sobie stworzyła. Nie zostanie zachwiany świat, w którym żyje. I przeżyje coś, o czym marzy. A może potem… jeszcze…

No nie! Idiotka! To przecież śmieszne! Kim on jest? Za kogo się uważa, że wysyła takie propozycje? Co za tupet! Bezczelność! Zboczeniec. Na pewno zboczeniec. Ale jest głupia. Boże, jaka ona jest głupia! Dała się tak wmanewrować. Zaangażowała się emocjonalnie w wyimaginowanego mężczyznę. Pewnie nawet zdjęcie na portalu jest fałszywe. Co za głupota! Idiotka!

Ale, zaraz! Skąd on wiedział, że o tym już myślała? Napisała mu kiedyś? Nie. Tylko kilka razy o tym pomyślała podczas pieszczot w samotności. To była tylko fantazja. Domyślił się? Jak? Skąd? Może jest bardziej do niej podobny, niż myślała? Wody! Kubeł zimnej wody potrzebny natychmiast! Musi ochłonąć. Przecież to niemożliwe, żeby on… tak… sam z siebie…

Nie. Zboczeniec. Na pewno zboczeniec. Oszust. Łajza. To niemożliwe, żeby on był normalny. Takie rzeczy się nie zdarzają w realnym świecie. Chce seksu. Tylko seksu. Jak każdy. Nie chce miłości, czułości, bliskości, romantycznych uniesień. Chce zerżnąć kolejną głupią i naiwną dupę. Zaliczyć. Tylko…

Tylko… czemu napisał to w taki sposób? Tak dużo tu delikatności. Szacunku. Dbałości o jej uczucia? Tak, szacunku też. Nie narzuca się, nie skomle, nie płaszczy się. Wychodzi naprzeciw. Tak! On wyciąga ręce do niej, bo… bo widzi… czuje. Wie?…

Nie. Nie, nie, nie! Niemożliwe. Takie rzeczy to tylko w bajkach bywają. Pisze wiersze i daje się ponieść fantazji. Umiejętnie wprowadza ją w ten sam stan fantazjowania. Omami, a potem wykorzysta i pójdzie sobie, do następnej, głupiej i naiwnej. Świr! No po prostu zwyczajny zboczony świr i tyle.

Przebiegła wzrokiem wszystkie swoje listy do niego. Szukała jakiegokolwiek śladu, że o tym pisała. Nic. Zero. Nawet pół słowa o tym. Więc? Skąd u niego taki pomysł. Tak… sam z siebie? Zaraz… Pół? Pół słowa? Pół tygodnia? Dziewięć i pół tygodnia. Tak. To stąd ten pomysł. Trudno teraz o świeże truskawki, pewnie dlatego wiśnie. Słodko kwaśne… Sok na skórze, ciepły, lepki, czerwony, ścieka cienką strużką…

 

Czekała na niego z zawiązanymi oczami. Przyszedł. Nikt się nie dowiedział. Nikt nic nie widział.