Miniatury literackie. Blo(k) z myśli dojrzałego mężczyzny.

Nie wyrzucajcie dziur

bez-nazwy-1-odzyskano-odzyskano

 

Trach! Poczułem to. Spieszę się, więc muszę podjąć decyzję szybko. Podjąłem. Ściągam buty, wyciągam z szuflady inną parę skarpetek. Już mam zdjąć tę z dziurą, serce mi mięknie.

Mam wyrzucić?

Ale co konkretnie?

Dziurę, czy skarpetkę z dziurą?

W dawnych czasach nie wyrzucało się skarpetek. Znaczy też, ale nie z powodu jednej dziury. Wtedy dziura była czymś ważnym, godnym największej uwagi. Kobiety pochylały się nad nią, nitki śliniły, przewlekały przez ucha i spędzały z nią godzinę, może mniej, może więcej. A dziś? Tak po prostu – fru i już? Jest w tym jakaś niesprawiedliwość. Tak się nie godzi traktować ani skarpetek, ani dziur. Skoro się pojawiła, to znaczy, że ma być.

Weźmy to na logikę i przyjrzyjmy się bliżej. Co widać? Palec. Rusza się. Czyż nie jest to piękne? Mój, więc piękny. A skoro dziura ukazała piękno, to jest ważna. Nie można jej bezdusznie wyrzucić, prawda? Czemu więc inni wyrzucają dziury?

― Co piłeś? ― Pan Demonium przerwał moje rozmyślania. Dłubał w zębach sekundnikiem ze starego zegara i patrzył na mnie wymownie. ― Też bym to chciał.

― Szukasz dziury w całym? ― burknąłem zły.

― Głowę zaceruj ― Madmu Łazel wydęła usta. ― Pamięć ci wycieka.

― I rozumek! ― Pani Usia zachichotała.

― Tak ― westchnął Pan Tałyk. ― Takie czasy, że nie ceni się dziur. Są niechciane, jak tabu jakieś. Zauważyliście, że nawet drzwi już nie mają dziurek na klucze?

― Raczej to klucze nie mają swoich dziurek? ― Rozczuliłem się nad losem kluczy.

― No, dziwne takie czasy bez dziur― sapnął Pan Talon. ― Dawniej można było na przykład podejrzeć baraszkujących rodziców w łóżku, koleżankę… I w ogóle czegoś się o świecie dowiedzieć.

― Teraz zatyka się wszelkie dziury. Dziury w systemach, dziury w ścianach, oknach… Stały się zagrożeniem. I to globalnym. ― Pan Optikum klapnął ciężko na krzesło.

― Was to chyba kompletnie pogięło. ― Brudny Harry kręcił głową z niedowierzaniem. Zgniótł resztkę tlącego się cygara pod butem i wyszedł.

― Dziś internet jest taką dziurą, przez którą można wszystko podejrzeć ― powiedział Pan Logizm.

― O to to to to ― powiedział Pan Tarei, skacząc na jednej nodze, by odblokować ucho po kąpieli. ― I czas płynie szybciej, no nie?

― Dużo szybciej. ― Kiwnąłem głową.

― I świat jakiś mniejszy się zrobił. ― Zamyślił się Pan Orama.

― Tak, dawniej wszystko wydawało się takie wielkie! ― Kręcił głową Pan Chreston.

― Dziecku wszystko wydaje się wielkie, bez względu na czasy ― powiedział Pan Orama. ― Gdy ma się kilka lat, wszystko jest bardzo duże.

― Drzewa, pokoje, domy, szkoła, górki, drogi, zaspy, huśtawka, ojciec, dziadek… ― Zamyśliłem się.

 

Poranek zimny, słoneczny. Z dziewiczego śniegu pies cieszy się radością pierwszą. W lesie mokry i niezbyt obfity śnieg podkreślił horyzontalność natury. Osiadł na gałęziach i ukazał moim oczom plątaninę linii poziomych. Bez śniegu wszystko jest bardziej strzeliste lub krągłe, teraz poprzeczne. Śnieg nie tylko spłaszczył las, wygłuszył go. Ale to nie brak ptaków czyni tę ciszę dotykalną. To ta biała kołdrzyna łapczywie chwyta dźwięki, więzi je i połyka, bez najmniejszego zamiaru podzielenia się z lasem.

Zielona kurtyna opadła i przez dziurę w krzewach widzę ścieżkę. Jej niespodziewane odkrycie zaciekawia. Patrzę na jej bieg i mam wrażenie, że ją znam. W głowie kotłują się bajty danych. Kręci się łagodnie, kieruje na małą górkę. Idę, ocieram się o zamglone wspomnienia i posiwiałe gałęzie. Mam już pewność, że znam to miejsce z dzieciństwa. Tylko co ja tu?… Co tu było? Ścieżka jest wąska, mała, ale to obecne wrażenie, bo jestem dorosły. Gdy byłem mały, musiała wydawać się większa. Teraz zapomniana albo schowana, zarezerwowana dla wybranych.

Wchodzę na górkę i przypominam sobie. Dziadek i słońce. Tędy jeździliśmy o świcie na ryby. Wielki dziadek na wielkim motorze i ja, mały chłopiec na małym rowerze. A za tą górką witało nas ogromne czerwone słońce. Wisiało tuż nad ziemią i przeciskało się między drzewami. Patrzę na górkę i ścieżkę oczami dorosłego chłopca i cieszę się z przywołanych zachwytów. Tak wiele lat szukałem tej ścieżki, że zapomniałem, czego szukałem! Przypadek? Na to wygląda. A może jednak to zasługa dziury?

 

Wieczorem zahaczyłem ręką o hak wystający ze ściany i trach, dziura w swetrze. Cholera! Nowy sweter i co, mam wyrzucić? Niech to szlag.

 

Warszawa, 12 listopada 2016