Miniatury literackie. Blo(k) z myśli dojrzałego mężczyzny.

Facet idzie do fryzjera

casa4

 

      ― Mój Boże! Co za idiotyzmy śnią się czasem człowiekowi! ― powiedziałem, siadając na łóżku. Wstrząśnięty? I to jak! Zmieszany? Troszeczkę. ― A to but ganiający psa, a to kobieta wyskakująca z portfela, a to drewniane leżaki pożerające plażowiczów, a to śmierć przebrana za licealistkę…

      ― No, nieźle ― powiedział Mójboże. ― Czas na specjalistę.

      ― Specjalistę? ― Wykrzywiłem się. ― Dawniej sny miały wymiar magiczny. Były analizowane pod kątem wróżb. A dziś? Od czasu Freuda analizują pod kątem potrzeb seksualnych. Ciekawe, jak będą analizować za dwieście lat? Pod kątem zakrzywienia czasoprzestrzeni?

      Poszedłem do łazienki. Co tam w lustrze? Porysowana snami gęba. W dodatku głodna. Włosy w ładzie zbuntowanym. Długie.

      Pan Tarei, jak zwykle w pasiastym kostiumie kąpielowym z XIX wieku, wyszedł spod prysznica. Czy jemu jest w tym wygodnie? Wycierając się ręcznikiem w kropki, podszedł i też spojrzał w lustro.

      ― Tylko nic mi nie mów o upływie czasu ― zawarczałem.

      Zaśmiał się. Klepnął mnie w ramię i znikł. Ciągnąłem włosy, sprawdzając ich długość. Za długie. Czas do fryzjera. Czy pamiętam, kiedy ostatnio byłem? Nie. Czyli czas.

      ― Nie jest tak źle ― powiedział słodko Pan Egiryk. ― Poza tym w dłuższych włosach wyglądasz młodziej.

      ― Aha, żałośnie młodziej ― fuknęła Madmu Łazel.

      ― Włosy długie, rozum krótki ― zaśmiała się Pani Usia.

      Spojrzeliśmy na nią. Pokiwaliśmy głowami.

      ― No, coś w tym powiedzeniu jest ― przyznaliśmy zgodnie.

      ― Oj, bo wam tylko jedno w głowie. ― Strzeliła focha i wyszła.

      ― Idź, koniecznie. ― Pan Ek zrobił minę Duce. Gdyby stał na balkonie, a nie za bidetem, pewnie uzyskałby lepszy efekt. ― Powiedz, że chcesz fryzurę Marines. Wreszcie będziesz przypominał współczesnego mężczyznę.

      ― Ale on jest piękna mężczyzna! ― Pan Ewka ułożył usta w Dziubek. Ek przewrócił oczami.

― O to to to to! ― Ucieszył się Pan Polski. ― Idealna fryzura na nasze czasy.       Będziesz prawdziwym patriotą. Kto wie, może cię przyjmiemy do organizacji? Albo prezesowi się spodobasz i dostaniesz wspaniałą posadę?

      ― Ja ci obetnę ― zakrzyknęła radośnie Sharivari. ― Zrobię cię na bóstwo. ― Wzięła się dziarsko pod boki. ― I wszelkie sprośne myśli wytnę ci z głowy.

      ― Wreszcie mam jakieś wsparcie. ― Siostra Ewelina westchnęła z ulgą, złożyła ręce do modlitwy i spojrzała w górę

      ― Chcecie Faceta okaleczyć? ― Pan Talon nie mógł dłużej wytrzymać.

Czemu wszyscy byliśmy zdziwieni jego zachowaniem?

 

      Kawy i papierosa! Wyszedłem na balkon. Po nocy zostały pajęcze sieci. W jednej z nich jeszcze czekał samotny łowca. Nie mogłem sobie odmówić. Leciutko zacząłem trącać nitkę. Szybko i z dużą częstotliwością. Pająk drgnął. Nie przerywałem. Obrócił się w kierunku źródła drgań. Ja jeszcze szybciej, z małymi przerwami. Ruszył biegiem. Cofnąłem rękę, nim dobiegł. Postał chwilkę i wrócił. Znów zacząłem trącać. Ruszył od razu. Przestałem. Z satysfakcją rozrabiaki uśmiechałem się i kontynuowałem zabawę.

      ― Co ty znowu z tymi pająkami? ― Madmu Łazel kręciła głową z niedowierzaniem.

      ― Podoba mi się ich sposób na życie ― odpowiedziałem.

      ― A co konkretnie w ich życiu cię pociąga? ― spytał Pan Logizm.

      ― To, że zarzucają sieci i mają dużo czasu na myślenie, pisanie, czytanie książek, słuchanie muzyki…. ― zacząłem snuć.

      ― Nie muszą chodzić do pracy. ― Pan Egiryk pogłaskał mnie po głowie.

      ― Yhm. ― Nadstawiłem drugą stronę.

      ― Co z ciebie za mężczyzna!? ― prychnęła Pani Uchna. ― Żadnych ambicji?

 

      Dzień zapowiadał się pięknie. Szedłem do fryzjera pogwizdując, gdy nagle zrobiło się ciemno, wietrznie i lunęło. Krótko, ale rzęsiście. Nie trzeba będzie myć głowy – uśmiechnąłem się.

      W salonie kolejka. Trzy kobiety. Jedna większa od drugiej. Czemu powiedziałem do siebie: matrony? Pierwsza miała farbę na włosach, czekała. Druga loki, czekała. Trzecia siedziała w fotelu, nie czekała. Zezując, analizowała stan swoich paznokci. Fryzjerka zaś lakierowała jej włosy w jakimś dziwnym tańcu. Ręką wywijała, podskakiwała, przebiegała na drugą stronę i kręciła kółka, a potem pasy. Dla pieszych?

      ― Zaraz się panem zajmę ― powiedziała malarka pasów. Pasiasta spojrzała na mnie w lustrze i puściła oczko. Tłuste. Za tłuste.

      Druga obejrzała się i zrobiła minę, jakby dopadła ją niestrawność. Pierwsza uwiesiła się na mnie obojgiem oczu. Zanalizowała każdy szczegół mojej fizjonomii. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:

      ― Dzień dobry.

      Wszystkie coś zamruczały. Nie ucieszyły się z mojej obecności.

― Tak, zgadzam się. Dzisiejsi faceci są do niczego. ― powiedziała pasiasta. ― Nawet dogodzić kobiecie nie potrafią.

      ― A potrafili kiedyś? ― Prychnęła pierwsza.

      ― Kiedyś takiego spotkałam. ― Zamyśliła się druga. Troje par oczu wbiło się w nią.

      ― No to się pani trafiło. Jak ślepej kurze ziarno ― powiedziała pierwsza.

      Zamarłem. Już oczami wyobraźni widziałem, jak skaczą z pazurami, włosy drą na peruki, ciuchy na łaty, ale nic, spokój.

      ― Fajnie było. Dziko i romantycznie. ― Marzyła dalej druga.

      Trzy westchnięcia.

      Potem zaczęły mówić o ciuchach, ich kupowaniu, przerabianiu, szyciu. Ożywiły się bardzo. Ale gdy zaczęły rozmawiać o jedzeniu, Kałasznikow pewnie przewrócił się w grobie. Ilość słów na sekundę niewiarygodna. I to machanie rękami! Chyba zaraz się wzniosą. Mięsa, sałatki, owoce, warzywa – przyrządzane na wszelakie sposoby. A pączki? Serca im zabiły jeszcze szybciej.

      Spojrzałem na zegarek. To było arabskie zaraz? Jeśli tak, to jeszcze sobie posiedzę. Dwie przecznice dalej też jest fryzjer. Idę.

      Wchodzę. Pusto. Mężczyzna w bieli siedzi na krześle pod ścianą.

      ― Mogę?  ― pytam niepewny.

      Fryzjer kiwa głową i zaprasza gestem na fotel. Siadam i mówię, jak chcę.  Strzyże szybko i sprawnie. O nic nie pyta. Nic nie mówi. Ja też nie. Delektuję się tą ciszą. W lustrze widzę efekty jego pracy. Tak chciałem. Widzę jeszcze, że na przeciwległej ścianie gra telewizor. Casablanca! Końcówka filmu. Za chwilę Ilsa wsiądzie do samolotu. Rzewnie patrzy w oczy Rickowi. Wiem, co będzie dalej, pamiętam, słowa dialogu nawet pamiętam, ale zamieram. Patrzę. Fryzjer dotyka mojego ramienia. Uśmiecha się. Już? Już. Rzucam okiem za odchodzącą Ilsą, płacę, wychodzę. Przed zakładem zatrzymuję się i głęboko wciągam powietrze w płuca. W bramie widzę mężczyznę w prochowcu i kapeluszu. Pali papierosa, głęboko się zaciągając. Podchodzę. Pogrążam się w cieniu i dymie.

      ― Franka za twoje myśli ― mówi.*

      ― Czasem myślę, że też wolę być pijakiem. *

      ― A nie pająkiem?

 

———————————————————

*Nawiązanie do filmu Casablanca.