Noc się kończy. Latarnia pochyla łeb
i ogarnia tkliwie spojrzeniem,
ze świtem podzieli się myślą.
Domy prężą swe ściany i milczą,
od lat przy tej samej drodze.
Gdzieś pewnie ktoś w oknie płacze w uśmiechu
wspominając taką noc, jak ta.
Nie czekając na dzień, przyznaję się do winy,
wyznaję Ci grzechy upragnione,
spowiadam się z myśli i zaniedbania,
przyrzekam uczynki i świadectwa.
Gdzieś pewnie ktoś uśmiecha się i płacze,
utrwalając zapachy, słowa, obrazy.
Oparty o krawędź okna
słyszę Cię znowu, czuję, pamiętam.
Brzask ciągnie mnie i odpycha,
latarnia traci wzrok.
Cofam się w mrok pokoju,
mieszam melodie na kocu.
Wciąż przy tej samej ulicy.
Najnowsze komentarze